Klasyk, ale nie mogłam nie zacząć od Barańczaka i od tego, czym jest przekład, czym jest dobry przekład, a czym jest parodia przekładu. W społeczeństwie wciąż bowiem panuje przekonanie, że aby być tłumaczem wystarczy dobry słownik i … dobre chęci. Innymi słowy: każdy, kto zna obcy język na pewnym poziomie, korzystając ze słownika może wykonać dobre tłumaczenie. Rola tłumacza? Wiadomo. Tłumacz po prostu zastępuje słowa w tekście ich odpowiednikami w obcym języku. Wydawałoby się, prosta sprawa, a jednak…
Poniższa zabawa literacka, inspirowana lekturą antologii fatalnie tłumaczonej poezji amerykańskiej, pokazuje w sposób niezbity, jak ważną rolę ma do odegrania tłumacz w procesie dobierania właściwych znaczeń. Znakomicie pokazuje też, że w tłumaczeniach zawsze i wszędzie i o każdej porze króluje kontekst. Jeśli go zignorujemy i przypiszemy poszczególnym wyrazom jedno z możliwych słownikowych znaczeń na chybił trafił, bez żadnego namysłu, popełnimy mnóstwo najrozmaitszych błędów, utrudniających, a niekiedy wręcz uniemożliwiających zrozumienie.
Tłumaczenie to więcej niż tylko zastępowanie jednych słów drugimi. Jest to raczej żmudna rekonstrukcja przekazu z uwzględnieniem innej kultury i innej mentalności oraz odmiennego kontekstu komunikacyjnego. Polecam zatem pod rozwagę i ku przestrodze:
STANISŁAW BARAŃCZAK, MIODZIE, JESTEM DOMEM!
ALBO: PIĘTRO INNEJ MIŁOŚCI (ANOTHER LOVE STORY) GRA W JEDNYM POSTĘPKU.
Edycja bi-językowa, wysokooświetalająca absolutną wierność translacji w Polski język gdy przytkniętej
do Amerykańskiego oryginała